Dzisiejszy post odbiega od tematyki bloga ale nie odbiega od mojej osoby. Jak wiecie kocham tatuaże, mam nimi zapełnioną sporą część ciała i wiem, że na tym nie koniec. Dwa tygodnie temu poszłam tatuować (początkowy plan szyja) kolejne pisankowe dziecko (zdobiłam się u Piotrka z Alfa Tattoo w Poznaniu- tam gdzie rękaw) Koncepcja była inna ale jak wszystko co robię jest spontaniczne. Jestem taką osobą, która jak coś sobie postanowi to nie ma mocnych i zrobię wszystko aby dopiąć swego. Ból przy tatuowaniu jest różny, jednych boli bardziej drugich boli mniej. W moim przypadku są to etapy w skali 1-10 z najniższą i najwyższą liczbą. Pomimo tego, że panikuję jak wariatka, stresuje się narażając się na zmarszczki i tak pójdę, usiądę na fotel, przetrwam męki i wyjdę mega zadowolona. Jeśli chodzi o miejsce ostatniego dziarania dół był znośny, a góra tragiczna (kto oglądał moje snapy z tego dnia ten wie co przechodziłam). Dodam tylko, że tatuaż bardzo szybko mi się zagoił, aż byłam zdziwiona bo w przypadku np. rękawa trwało to trzy razy dłużej. Dwie sesje łącznie trwające ok 6 godzin. Kolejne plany i rozmyślenia skupiają się na tatuowaniu lewej całej pachy oraz boku szyi- najgorsze miejsca na ciele ale ja nie dam rady? Macie jakieś pytania?
Na kilku zdjęciach widać jak znosiłam ból (katorgę) :D
































